top of page

SKARBY
NEAPOLU

704. AUREOLE, SKRZYDŁA I KAPLICZKI...

  • Zdjęcie autora: Ewa  Krystyna  Górecka
    Ewa Krystyna Górecka
  • 25 lis 2023
  • 9 minut(y) czytania

...czyli MARADONA w NEAPOLU



ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Maradona to dziś jeden z symboli Neapolu. Czczony tu bardziej niż niejeden święty. Ktoś kto po raz pierwszy odwiedza Neapol czuje się często zaskoczony tym, co go otacza. Nawet jeśli słyszał wcześniej, że argentyński piłkarz cieszy się w mieście nieustającą sławą i szacunkiem to jednak figurki Maradony z anielskimi skrzydłami czy portrety Maradony z aureolą nad głową co niektórych mogą szokować, zwłaszcza w zestawie z ojcem Pio przy boku. Niejeden pewno zadaje sobie wówczas pytanie: Jak to możliwe, że człowiek z tak wieloma słabościami, o których cały świat przecież słyszał, może być tu czczony jak święty, a może nawet i bóstwo, i to w XXI wieku, wieku racjonalizmu i laicyzacji.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, ale od razu dodam, że odpowiedź, którą przedstawię jest wynikiem moich własnych przemyśleń, zrodzonych z jednej strony z refleksji nad wciąż zdobywaną i pogłębianą wiedzą tak na temat miasta i jego dziejów jak i na temat samych neapolitańczyków, ich wierzeń, sposobu myślenia i reagowania, z obserwacji tychże neapolitańczyków oraz z różnego typu dyskusji z turystami, zwłaszcza podczas tzw. Spacerów z Sokratesem. A to znaczy, że prawdopodobnie nie znajdziecie w żadnym innym źródle potwierdzenia dla płynących z tego tekstu wniosków. Możecie się z nimi zgodzić lub nie, nie jest bowiem moim celem podawanie komukolwiek na tacy wiedzy jedynie prawdziwej. Przeciwnie, mam nadzieję skłonić was raczej do własnych przemyśleń, rozważań i refleksji, a może nawet dyskusji, taki bowiem cel stawia przed sobą każdy tekst filozoficzny.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Chciałabym też od razu dodać jeszcze jedną rzecz, zwłaszcza że tekst ten pisany jest po polsku i w sposób naturalny zwrócony do Polaków. Otóż celem tego tekstu nie jest absolutnie obraza czyichkolwiek uczuć religijnych. Podkreślam to, bo o ile w Neapolu obrazić czyjeś uczucia religijne jest stosunkowo trudno, gdyż neapolitańczyk, nie zakłada nigdy złej woli wypowiadającego się i daje mu prawo do swobodnego wyrażania własnych poglądów i to jest to, co w tym mieście w szczególny sposób sobie cenię, o tyle nie ma nic łatwiejszego niż obrażenie uczuć religijnych Polaka, którego obrazić można najbardziej nawet niewinnym słowem czy określeniem.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Wróćmy zatem do Maradony. Diego Armando Maradona przybywa do Neapolu w roku 1984. Zostaje kupiony z hiszpańskiego klubu Barcelony i tajemnicą poliszynela jest fakt, że pieniądze na zakup tak dobrego i znanego już piłkarza zostały wysupłane z zasobów mafijnych. No dobrze, pewno ciężko twierdzić, że to FAKT, w czystym znaczeniu tego słowa, ale tak się mówi i są o tym przekonani wszyscy neapolitańczycy i nie tylko oni. Trzeba podkreślić, że miasto do którego przybywa argentyński piłkarz to nie to samo miasto, które dziś możemy podziwiać: pełne turystów, kolorowe, roześmiane, serwujące na każdym kroku pizzę, spritza i mnóstwo pamiątek. W latach 80-tych to miasto raczej szare, mierzące się z wieloma problemami, miasto, które jeszcze ciągle podnosi się z trzęsienia ziemi, które miało miejsce w 1980 roku, to miasto o dużej przestępczości, traktowane przez bogatszą północ Włoch jako problematyczne, gorsze niejako z definicji i w ogóle „wylęgarnia przestępców”. Miasto wydawać by się mogło bez perspektyw.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



I do takiego właśnie miasta przybywa Maradona. Jak wspomniałam jest on już dość znanym piłkarzem, tak że na pierwszy jego trening sprzedawane są bilety, by dać kibicom możliwość zapoznania się z nowym zawodnikiem. I podczas tego treningu Maradona bierze do ręki mikrofon i oznajmia mieszkańcom, że…. Że jemu to miasto się podoba. Że jest zadowolony z faktu, że tu trafił, bo te wszystkie biedne, szare dzielnice jak Sanita, jak Decumani, jak Quartieri Spagnoli… te dzielnice przypominają mu slamsy w Buenos Aires, w których sam się wychował. Zatem czuje się tutaj, jak u siebie w domu. Nie boi się ani miasta, ani mieszkańców. Przeciwnie, zapewnia ich, że ma nadzieję stać się idolem dla ich dzieci kopiących piłkę na miejskich placach i uliczkach i pokazać im, że w życiu wszystko jest możliwe, że każdy z nich może stać się takim jak on, że miejsce urodzenia nie inklinuje w sposób definitywny miejsca przeznaczenia, że nie musi zamykać im drogi do sukcesu, że sukces jest w zasięgu ręki każdego. Że jeśli się bardzo czegoś chce i oczywiście wkłada w te chęci własny trud… to można osiągnąć wszystko.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



I Maradona nie tylko mówi, ale też pokazuje… Rzeczywiście po zaledwie dwóch latach doprowadza miejscową drużynę, której przewodzi do zdobycia, po raz pierwszy w historii, w sezonie 1986/87 tzw. Scudetto czyli Pucharu Ligi Włoskiej.

Dlaczego nie od razu mógłby ktoś zapytać. Otóż pamiętajmy, że piłka nożna to gra zespołowa. Jeden piłkarz, choćby nawet najlepszy, nie jest w stanie wygrać meczu. Zatem wielkość Maradony nie polega tylko na tym, że "wielkim piłkarzem był", ale głównie na tym, że potrafił scementować drużynę, że swoje pragnienie zwycięstwa i wiarę w zwycięstwo potrafił zaszczepić w sercach i głowach klubowych kolegów. Oglądając wiele głównie dokumentalnych programów poświęconych Maradonie zauważyłam, że zawsze w nich podkreślano, (nawet zawodnicy z przeciwnych drużyn), że on nigdy nie „gwiazdorzył”, nie czuł się lepszy od swoich kolegów i nie oczekiwał innego/lepszego traktowania. Był zawsze kolegą. I zawsze pokazywał, że gra w piłkę to nie tylko zawód, ale ciągle pasja, coś co ciągle sprawia mu przyjemność. Tak więc to, co Maradona przyniósł w darze Neapolowi, to nie tyle określona liczba zwycięstw, ale przede wszystkim NADZIEJA. Nadzieja, która chyba nigdy już nie opuściła mieszkańców i nawet po odejściu Argentyńczyka, niezależnie od tego, jak drużyna grała i gra, kibice zawsze wierzyli i wierzą, że kiedyś sukces Maradony może być powtórzony.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Ale Maradona był nie tylko tym, który prowadził drużynę do zwycięstw i dawał nadzieję na lepszy los. Maradona pokazywał też na co dzień, że neapolitańczycy to nie tylko tłum bezimiennych kibiców, którzy kupują bilety na mecze, ale to ludzie, z którymi on sam czuje się związany. Do tego stopnia, że kiedy go poproszono o zagranie w meczu charytatywnym na rzecz chorego chłopca z Torre Anunziata i się zgodził, to kiedy władze klubu zabroniły mu brać udziału w meczu z obawy o ewentualną kontuzję, która mogłaby wykluczyć go z dalszych rozgrywek, to Maradona za własne pieniądze ubezpiecza się w firmie ubezpieczeniowej i wbrew zakazowi władz klubu dotrzymuje słowa danego mieszkańcom/kibicom.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Jeszcze inna rzecz, którą słyszałam od neapolitańczyków. Od razu zaznaczam, że nie wiem, czy jest prawdziwa. Otóż miejscowi kibice, tacy dziś już 60-letni, opowiadali mi, że Maradona jeżdżąc gdzieś po okolicznych miejscowościach i widząc dzieci grające na jakimś polu, potrafił się zatrzymać, popatrzeć, a potem widząc, że nie mają one odpowiedniego miejsca do gry w piłkę, kupić od właściciela kawałek pola po to tylko, by nieznanym dzieciom stworzyć boisko. Kiedyś planowałam nawet sprawdzić prawdziwość tej historii, ale w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że nie ma to specjalnego znaczenia. Prawda czy nie tak neapolitańczycy widzą i pamiętają Maradonę. I takim go kochają.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Maradona pokazał mieszkańcom, że jest taki jak oni. I oni takim go zaakceptowali i takim go kochali. I kiedy Maradonie „powinęła się noga” oni ciągle stali przy jego boku. Jak przy boku brata, kuzyna, przyjaciela.

Maradonę kobiety oskarżają o ojcostwo ich dzieci… ? Neapolitańczyk patrzy jeden na drugiego, wzrusza ramionami i mówi do kumpla

  • „ty, a kto z nas nie ma problemu z kobietami? I co tu od chłopa chcieć jak się same do niego garnęły?”

Maradonie zarzuca się kontakty z mafią? Neapolitańczyk patrzy jeden na drugiego jeszcze bardziej zdziwiony, no bo o co chodzi?

  • "Kto z nas tak naprawdę może z ręką na sercu powiedzieć, że nigdy nie miał do czynienia z mafią w mniej lub bardziej bezpośredni sposób?

No i jeszcze nieszczęsne narkotyki. I tu neapolitańczyk potrafi zrozumieć swojego idola, bo przecież

  • „chcieliśmy, żeby dla nas dobrze grał, to się chłopina musiał wspomagać.”

I tak piłkarzowi wybacza się wszystkie potknięcia, bo przecież jest jednym z nas, a gdy opuszcza on Neapol żal jest wielki i aby go jakoś złagodzić powstaje pierwszy mural w Quartieri Spagnoli, a zaraz potem pierwsze kapliczki. Ot tak. Z potrzeby serca, z tęsknoty, a może też z obawy i jako forma powierzania idola opiece sił wyższych.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Kapliczki poświęcone Maradonie istniały tutaj zatem od zawsze, to jest od owych lat 90-tych. Czyż zatem może dziwić, że zaraz po śmierci Maradony w Neapolu zaczęły się pojawiać plakaty przedstawiające piłkarza w aureoli i z napisem SANTO DIEGO, a do tradycyjnych figurek zawodnika z numerem 10 dorobiono anielskie skrzydła? W obliczu owych kapliczek, które stawiano mu za życia to co zdarzyło się po śmierci ani mnie nie zdziwiło, ani nie zszokowało. SANTO SUBITO wołano na placu świętego Piotra po śmierci Jana Pawła II. W Neapolu nikt niczego nie krzyczał, bo i nie było trzeba. To było tak oczywiste, że po prostu się stało.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



I tu dochodzimy do specyfiki religijności neapolitańczyków. Neapolitańczyk wierzy. Wierzy we wszystko. W cudowną moc rogu/papryczki, w opiekę tajemniczego jajka spod zamku, w porozumienie zawarte ze świętym Januarym, w miotłę, która z domu wymiecie zło, w czaszkę, która przyśni numery do totolotka, w świętą Łucję, która pomoże w przypadku problemów ze wzrokiem i w doktora Moskati, do którego należy udać się w razie innych problemów zdrowotnych. Dlaczego zatem miałby nie wierzyć w Maradonę?


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Żeby wyjaśnić turyście mentalność mieszkańców, która zaowocowała tym szczególnym i dla wielu niezrozumiałym kultem zatrzymuję się najpierw przy Bazylice Santa Maria Maggiore alla Pietrasanta. Alla Pietrasanta czyli na Świętym Kamieniu. Powstanie tej bazyliki związane jest z legendą. Jako że bazylika powstała na miejscu dawnej światyni Diany mówi się, że kiedy kapłanki bogini wyrzucono z miasta miały one rzucić klątwę na to miejsce i od tego czasu miał się w pobliżu pojawiać diabeł w postaci czarnego wieprza, który budził strach w mieszkańcach. Po jakimś czasie biskupowi Pomponiuszowi miała się ukazać Matka Boska obiecując mu zajęcie się diabłem jeśli tylko postawi jej świątynię w miejscu, gdzie znajdzie święty kamień. I tak powstaje właśnie nasza bazylika na owym świętym kamieniu do którego przez całe Średniowiecze pielgrzymują ludzie z bliższych i dalszych okolic, bo UWAGA obejście i ucałowanie kamienia ma umożliwić im uzyskanie odpustu zupełnego. Kamienia dziś jednak nie ma. I do końca nie ma pewności, czy kiedykolwiek jakiś święty kamień tu był.

Jest jednak religia o światowym zasięgu, w której święty kamień odgrywa ogromną rolę. Przypomnijmy sobie święty kamień z Mekki do którego każdego roku pielgrzymują rzesze muzułmanów.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Co ów kamień ma wspólnego z naszą historią? Ano na jego przykładzie w bardzo prosty sposób można wyjaśnić mentalność zwykłego neapolitańczyka. Pozwolę sobie jeszcze tylko zaznaczyć, że ów kamień z Mekki to sprawa dużo starsza niż Islam, bo to kamień z dawnych wierzeń arabskich i znajdował się w świątyni Al Kaba na długo przed pojawieniem się Mahometa. To ważne, bo nasza bazylika swymi początkami sięga V w. n.e. a Mahomet to wiek dopiero VII.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



W czym zatem leży podstawowa różnica między nami, Polakami, Europejczykami, a nawet o dziwo rzymianami a mieszkańcami Neapolu? Ano my wszyscy czy tego chcemy czy nie za bazę naszej religijności przyjmujemy religię żydowską, ze Starym Testamentem. A tam pamiętajmy Bóg sam mówi o sobie:

  • "Ja jestem Jahwe. Jestem Bogiem zazdrosnym. Ty nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”

I każe biednym Izraelczykom niszczyć Baala, w którego wierzyły ludy ościenne. I stąd tak naprawdę bierze się nasza skłonność do wojen religijnych itp.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Ale neapolitańczyk tak naprawdę przez wieki niesie swoją grecką kulturę z całym jej politeizmem. Jasne gdzieś tam kiedyś weszło na te tereny chrześcijaństwo, zatem zaszły pewne zmiany, dawnych bogów zaczęto nazywać świętymi, ale w sumie w samej formie wierzeń niewiele się zmieniło. Ciągle jeden był od burzy i piorunów, jeden od oczu, ciągle przecież była syrena ze swoim jajkiem itp.

I w neapolitańskim panteonie nic się nie wyklucza, nic się ze sobą nie gryzie. W neapolitańskim domu miotła wymiatająca złe moce wisi zaraz przy obrazku ojca Pio, a róg portafortuna większości z nas przypominający papryczkę zawieszony bywa na różańcu. Bo neapolitańczyk nie gardzi żadną opieką i żadną pomocą. Jak łatwo jest mi wyobrazić sobie dawnego mieszkańca, który przysłuchuje się przybyłemu do miasta kupcowi ze wschodu, który opowiada mu o swoim bogu i o tym jak gdzieś tam w Al Kabie odbył pielgrzymkę dookoła jakiegoś kamienia. A potem przygląda się dalej i widzi, że owemu kupcowi całkiem nieźle się powodzi. Czy neapolitańczyk myśli wówczas „ach trzeba zniszczyć tego boga?” Ależ skąd. Neapolitańczyk kombinuje, że w sumie to bóg który dużo daje a niewiele oczekuje w zamian. Przelecieć się wokół kamienia? A cóż to dla nas za problem. Postawimy mu jakiś kamień i też sobie polatamy. Niech sprzyja i nam.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Myślicie, że sobie to wymyśliłam? Ależ nie. Przynajmniej nie do końca. Przypominam wam, że Dzieje Apostolskie podają, że kiedy święty Paweł przybył do Aten, to na Ateńskim akropolu zobaczył świątynię poświęconą Nieznanemu Bogu. Tacy właśnie byli Grecy. Na wszelki wypadek woleli się nie narażać i kimkolwiek był ów nowy bóg, woleli mieć go po swojej stronie. Panteon wszak spory i miejsca w nim dość. Tacy też według mnie do dziś pozostali neapolitańczycy.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Z tej właśnie religijnej mentalności według mnie wypływa łatwość z jaką przyjęto tu najpierw kapliczki Maradony, a potem aureole i skrzydła. W Panteonie neapolitańskim miejsca wciąż dosyć, jest tam 52 patronów miasta, jest Wergiliusz z syreną, zmieści się i Maradona i jak trzeba to i ojciec Dolindo, którego miejscowi nie znają, ale jak słyszą, że trzeba gdzieś zapukać do trumny, to zaraz dopytują gdzież ona, żeby właściwej czynności dokonać i opiekę sobie zapewnić.


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



A na zakończenie chcę jeszcze przypomnieć, że do dziś zanim w Watykanie wyniosą kogoś na ołtarze najpierw poddawany jest on tak zwanej próbie cudów. To znaczy, że oczekuje się od kandydata, że jakichś cudów dokona. I co jak co, ale Maradona w tym roku taką próbą cudów się jak najbardziej wykazał. Wszak pod koniec roku 2022 swą narodową drużynę Argentynę poprowadził do wygrania Mistrzostw Świata, jak w pamiętnym 1986 roku. A potem w ostatnim sezonie 2022/23 wygrał z Neapolem upragnione Scudetto i to samo uczynił dla Barcelony, drużyny, w której również grał. Jak zatem w niego nie wierzyć?


ree

zdjęcie: Ewa Krystyna Górecka



Ps. Pomiędzy tekstem starałam się pokazać jakiś wycinek tego, co możemy zobaczyć na neapolitańskich ulicach i w neapolitańskich lokalach. Maradona jest tutaj wszechobecny.



Autorka bloga zaprasza wszystkich chętnych na zwiedzanie Podziemnego Neapolu PO POLSKU oraz na tzw Spacery z Sokratesem



Komentarze


Strona główna blogi
Home: GetSubscribers_Widget
  • Facebook Social Icon
  • Google+ Social Icon
  • Instagram Social Icon
Home: Contact

CONTACT

Twoje informacje zostały pomyślnie przesłane!

Subskrybuj

©2018 by  SKARBY NEAPOLU  

 Proudly created with Wix.com

bottom of page