700. KREW ŚWIĘTEGO JANUAREGO
- Ewa Krystyna Górecka
- 22 wrz 2023
- 9 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 7 lis 2023
czyli
ILE CUDU W CUDZIE?

W tym tygodniu w neapolitańskiej katedrze po raz kolejny dokonał się cud rozpuszczenia się krwi świętego Januarego. Oficjalne początki cudu sięgają końcówki XIV wieku, bowiem według kronik miejskich po raz pierwszy krew rozpuściła się 15 sierpnia 1389 roku. Nieoficjalne początki są jeszcze wcześniejsze, gdyż legenda każe nam wierzyć, że krew rozpuściła się po raz pierwszy w V w, kiedy to pielęgniarka Eusebia miała ją przekazać biskupowi przewodniczacemu uroczystej procesji, podczas której przenoszono szczątki świętego Januarego do katakumb nazywanych dziś jego imieniem.
Obecnie cud dokonuje się regularnie 3 razy do roku.
19 września na pamiątkę męczeńskiej śmierci świętego Januarego w 305 roku,
16 grudnia na pamiątkę wydarzeń z 1631 roku, kiedy to doszło do bardzo gwałtownego wybuchu Wezuwiusza i przerażeni neapolitańczycy wynieśli w uroczystej procesji krew świętego, a ona zatrzymała spływającą z wulkanu lawę i ocaliła miasto.
I jeszcze w sobotę przed pierwszą majową niedzielą - wtedy to bowiem, gdzieś w odległym V wieku, miała się odbyć owa procesja ze szczątkami i owe legendarne rozpuszczenie się krwi. Pierwsze w historii.

Czy krew rozpuszcza się tylko i wyłącznie w te dni i czy zawsze tak było? Oczywiście nie.
Tak naprawdę krew w ciągu roku przechowywana jest w zamkniętym na 4 klucze tabernakulum i nikt do niej nie zagląda, zatem trudno odgadnąć jaki wówczas jest jej stan. Poza tym fakty mówią same za siebie. Pierwszy oficjalny cud miał miejsce 15 sierpnia, a jak przypuszczam i przed 1631 rokiem nie było żadnego powodu do rozpuszczania się 16 grudnia.
Zatem dni cudu na przestrzeni wieków uległy zmianie. Kiedy wykreowały się "dzisiejsze daty"? Prawdę mówiąc nie mam pojęcia. Podejrzewam, że dość trudno byłoby to ustalić. Pytanie, które jednak znacznie częściej słyszę podczas moich spacerów dotyczy raczej innej kwestii. Kwestii skądinąd fundamentalnej: czy to w ogóle jest cud? Na ile możemy tu mówić o cudzie, a na ile o jakiejś szarlatanerii ? A co bardziej sceptyczni turyści "walą" od razu z grubej rury : "Jak oni to zrobili?". Oni czyli w domyśle Kościół, władze kościelne lub przynajmniej jakiekolwiek władze.
.
No właśnie: jak?
.
Przypominam, że "Spacery z Sokratesem" to spacery w duchu filozoficznym, zatem nie ma mowy o odpowiedzi typu: cud to cud, proszę wierzyć lub nie i nie szukać dziury w całym, bo wszak cała filozofia na szukaniu dziury w całym się opiera. Zatem Sokrates musi sprostać wyzwaniu i poszperać i poszukać alternatywnych dla cudu odpowiedzi nie tylko na pytanie JAK? ale i DLACZEGO? I KIEDY?
Jak to mówią, kto szuka ten i znajdzie, zatem istnieją próby wyjaśnienia tego co się dzieje z rzekomą krwią świętego Januarego w sposób nie religijny, a naukowy. Zanim jednak je przedstawię chciałabym wyraźnie zaznaczyć, że tekst nie jest z założenia ani antyreligijny, ani antykościelny, ani antyneapolitański. Na samym końcu powiemy też sobie o stosunku neapolitanczyków i do Januarego i do cudu. Wspomnieć też wyraźnie należy, że Kościół jako instytucja nigdy odbywających się uroczystości cudem nie nazywa i pozostawia tę sprawę prywatnym wierzeniom i przekonaniom. Nie odżegnuje się broń Boże, wielu papieży i dostojników kościelnych uczestniczyło w uroczystych obchodach, ale krwi się oficjalnie nie bada, nie ma pozwolenia na otwarcie ampułek i uwaga.... 99% neapolitanczyków jest z tego faktu zadowolona, a tak naprawdę tak krew, jak i cały bogaty skarb świętego jest tu własnością ludu. Zatem badań nie ma i raczej nie będzie przynajmniej tak długo, jak mamy tu jaką taką demokrację, bo zawsze może zdarzyć się w historii jakiś szalony despota, który zechce zrobić po swojemu, ale nie wiem czy by go wtedy miejscowi na tzw. taczkach nie wywieźli. Krwi się tutaj bowiem nie tyka i każdy z was może się sam o tym przekonać. Spróbujcie zapytać jakiegokolwiek neapolitanczyka, czy chciałby żeby tę krew zbadać. Spojrzy na was jak na idiotów (i to w najlepszym razie, bo może też was uznać za terrorystów i wrogów ojczyzny)
Prawda krwi póki co pozostanie zatem tajemnicą, a my możemy jedynie prześledzić pewne supozycje i próby wyjaśnienia. Prób było w sumie kilka i skupiały się one na dwóch aspektach. Po pierwsze na analizie substancji zawartej w ampułkach oraz na próbie odtworzenia podobnej substancji o podobnych właściwościach metodami dostępnymi w wieku XIV, z tego to bowiem okresu pochodzą pierwsze oficjalne i udokumentowane wzmianki o cudzie.
Jedna z hipotez sformułowana w wieku XIX przez teologa Pierre de Moulina mówi, że cud można przypisać rozpuszczeniu się wapna w ampułce, jednak hipoteza ta nie jest zbyt jasna i na dodatek zakłada "wspołuczestnictwo w fałszerstwie" osób, które dziś wyjmują relikwie z sejfu.
.
Inny pomysł miał neapolitański naukowiec Albini, który w 1890 roku spróbował odtworzyć płyn zawarty w ampułkach przy użyciu dwóch różnych mieszanin. Pierwsza z nich to proszek kakaowy z cukrem, druga zaś miała zawierać kazeinę i sól w serwatce. Są to w rzeczywistości gęste zawiesiny ciał stałych w cięższych cieczach, zaprojektowane tak, aby oddzielały się i tworzyły "skorupę powierzchniową ” , która może być wystarczająco trwała, aby pełnić funkcję pewnego rodzaju korka dla znajdującej się pod spodem części cieczy, zapobiegając jej swobodnemu przepływaniu do pojemnika i przez to nadając jej wygląd stały. Potrząsając mieszaniną, oba składniki mieszają się, symulując zmianę stanu . Teorię tę trzeba było jednak o tyle odrzucić, że obie substancje nie przypominały płynu obecnego w ampułkach. Poza tym w XIV wieku nie znano w Neapolu proszku kakaowego.
.
Jak już wspomniałam Kościół nie pozwala otwierać ampułek, zatem nie da się pobrać materiału do badań jednak istniały próby przebadania krwi niejako z zewnątrz. I tak w 1902 roku przeprowadzono analizę spektroskopową. Spektroskopia to metoda analityczna, która zajmuje się analizą widm powstających w wyniku oddziaływania promieniowania elektromagnetycznego z materią. Próbka poddawana badaniu selektywnie absorbuje promieniowanie, dzięki czemu można dokładnie oznaczyć ilościowo występujące w niej związki organiczne. W 1902 badania przeprowadzone za pomocą świecy i spektroskopu pryzmatycznego wykazały, że płyn zawarty w ampułce ma pasma absorpcji światła typowe dla hemoglobiny. Eksperyment powtórzono w 1989 roku i wynik był podobny. Tym razem użyto do badania lampy elektrycznej i dokładnie tego samego spektroskopu. Choć wynik był podobny szczegóły eksperymentu nigdy nie zostały opublikowane w czasopismach naukowych, a autorzy badania sami przyznali, że zaobserwowane linie absorpcyjne mogą mieć związek z innymi czerwonymi pigmentami, które można pomylić z hemoglobiną.
.
Z kolei w 1990 roku na łamach czasopisma naukowego Nature opublikowane zostały wyniki badań przeprowadzonych przez Franco Ramacciniego, Sergio della Scala i Luigi Garlaschelli'ego, chemików, którzy obszernie zajęli się sprawą cudu świętego Januarego. Według wyżej wymienionych naukowców nasz cud może mieć związek z tzw. substancjami tiksotropowymi.
Substancje tiksotropowe to galaretki zdolne do stania się bardziej płynnymi a nawet do przejścia ze stanu stałego w ciekły pod wpływem naprężeń mechanicznych, takich jak wibracje i mikrouderzenia, które następnie powracają do stanu pierwotnego.
Luigi Garlaschelli twierdzi, że jeśli substancja zawarta w ampułkach jest tiksotropowa, to już samo dotknięcie relikwiarza czy odwrócenie go do góry nogami w celu sprawdzenia jego stanu , może wytworzyć naprężenie mechaniczne niezbędne do wywołania upłynnienia.
Naukowcy przygotowali również próbki substancji tiksotropowych o takim samym wyglądzie jak substancja zawarta w ampułkach. Przygotowali oni roztwór koloidalny na bazie wodorotlenku żelaza, ciemnobrązowy żel wykazujący, że po wstrząśnięciu staje się on doskonale płynny i podobnie jak nasza domniemana krew tworzy półstałą pozostałość w postaci kuli i bąbelki na górnej powierzni. Badacze zapewniają też, że użyte przez nich składniki były dostępne dla XIV wiecznego artysty bądź alchemika. Węglan wapnia, który można otrzymać z wapienia takiego jak marmur albo ze skorupek jak i muszli morskich. Węglan potasu, można otrzymać z popiołu drzewnego. Natomiast jedynym źródłem chlorku żelaza był w owej epoce minerał zwany molizytem, który występuje w przyrodzie w pobliżu aktywnych wulkanów, a jak wiemy Neapol znajduje się tuż przy Wezuwiusza.
No dobrze. Ostatnia teoria wydaje się być jasna, klarowna i wyjaśniająca wszystko, gdyby nie jeden skromny fakcik. Czasami krew świętego się jednak nie rozpuszcza, pomimo tego, że ampułka jest poruszana na wszystkie strony. Czy nasi badacze potrafią wyjaśnić i to zjawisko?
Tak do końca to nawet nie wiem, bo tekst przygotowuję w oparciu o materiały znalezione w internecie, w miarę wiarygodne, ale przyznać trzeba, że sama orginalnego artykułu naukowego nie czytałam, bo pewno bym go nawet nie zrozumiała.
Załóżmy jednak, że nasi naukowcy mają rację i w ampułce nie ma krwi. W obliczu powyższej analizy pojawiają się dodatkowe pytania typu kto dokonał fałszerstwa? Czy rzeczywiście władze kościelne lub ktoś z kościołem związany, czy może jednak jakiś artysta czy alchemik, który z owymi substancjami, z racji wykonywanego zawodu miał do czynienia? I kolejne, czy ktoś dokonał tego świadomie, w sposób zamierzony, czy może mu się owe substancje zmieszały przez przypadek? I kto pierwszy zaczął krzyczeć o cudzie.... czy ów ewentualny twórca substancji, czy może ktoś zupełnie przypadkowy, co substancję zobaczył i ją za krew świętego uznał.? Nie wiem jak wy, ale ja potrafię sobie bez trudu wyobrazić jakiegoś znudzonego artystę, któremu przez przypadek lub w wyniku jakiegoś eksperymentu w ramach uzyskania właściwego koloru wyszło to co wyszło. I który, bo ja wiem, chce zrobić psikusa jakiemuś koledze nie myśląc wcale o żadnym fałszerstwie. Tymczasem do pracowni wchodzi ktoś inny, może nawet pod nieobecność naszego artysty, może zresztą nie do pracowni a do jakiegoś koscioła czy kaplicy, tak że mu się to co znalazł akurat z krwią Januarego skojarzyło. Może ów ktoś wieść o cudzie zdoła roznieść wszem i wobec zanim nasz artysta się zorientuje, co też się dzieje. Może nasz artysta czeka z wyjaśnieniami, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie.... a potem już jest na wyjaśnienia za późno. Może nawet i próbuje wyjaśniać, ale nikt go nie słucha, zwłaszcza że pewno sam nie potrafi wytłumaczyć skąd się biorą owe "cudowne" upłynnienia.
I jeszcze pytanie czy władze kościelne o tym wiedziały? Może tak, może nie. Może zanim zdołano dogłębnie prześledzić i zbadać owo zjawisko fama o cudzie stała się już zbyt wielka, by ją zatrzymać. A może i ktoś rezolutnie wydedukował, że skoro lud domaga się cudu to całkiem nieźle jest mieć na podorędziu taki, którym można manipulować.
Jak widzimy nawet udowodniona teoria nie odpowie nam na wszystkie pytania. Przeciwnie: zrodzi kolejne. I kolejne.
Czyli może i moglibyśmy uzyskać jasną odpowiedź na temat tego, co znajduje się w ampułkach ale już nie na temat tego, jak cud stał się cudem. Myślę, że gdyby owe ampułki dokładnie przebadano, zaczełyby się podziały na tych, co by chcieli widzieć w nich fałszerstwo i na tych optujacych jednak za przypadkiem. I generalnie, nie myślcie, ciągle pozostałaby spora grupa tych, którzy wiary w cud nie daliby sobie odebrać....
Ano właśnie. Neapolitańczykom żadne tego typu niesnaski potrzebne nie są. Poza tym już sobie wyobrażam ich reakcje na naukowe dowody. Co powiedziałby miejscowy na naukowe wyjaśnienie? Ano "krew to czy nie krew ważne, że się nami opiekuje" 😉
Tak tak.... Neapolitańska filozofia opiera się na tym, że szklanka ma być do połowy pełna, a pozytywnemu patrzeniu na świat bardzo sprzyja świadomość, że ktoś (lub coś) się nami opiekuje. A czy to będzie róg, czaszka czy krew, a może jajko.... to już kwestia wtórna. Najlepiej zresztą jest zapewnić sobie opiekę wszystkiego, co się da. I wszystkich, których można.
Tu wrzucę pewną dygresję. Jak już wspomniałam Spacery z Sokratesem są filozoficzne nie przewodnickie. Ja nie przekazuję turyście listy dat, nazwisk i faktów. Ja z osobami, które mi towarzyszą staram się prześledzić korzenie mentalności neapolitanczyków. I mam też swoje teorie, wnioski, do których owe dyskusje mnie doprowadziły. Rozmawiamy sobie o nich na przykład przy okazji świątyni Santa Maria Maggiore alla Pietrasanta czyli na świętym kamieniu. Nie będę wam teraz opowiadała legend i faktów związanych z tym miejscem, ale właśnie jeden z wniosków, do jakich doszłam. Otóż widzicie.... nasza polska religijność, nasze polskie i generalnie również europejskie chrzescijaństwo wywodzi się z korzenia żydowskiego i opiera się na wierze w starotestamentowego Boga, który jest bogiem zazdrosnym i wymagającym od nas niszczenia innych bogów. Stąd na przestrzeni wieków mamy do czynienia z walkami religijnymi i do dziś religia wywołuje w nas emocje i podziały. Ale neapolitańczycy, to może jedyne europejskie społeczenstwo, które oparło się żydowskiemu myśleniu i pozostało u swej bazy po prostu greckie. Greckie z całym możliwym panteonem bogów, z którymi nie warto zadzierać i którym należy się po prostu opłacać. I chrześcijaństwo tu nic nie zmieniło. Zmieniły się nazwy, zamiast bogów mamy świętych, ale Panteon jako taki pozostał i wciąż jest w nim sporo miejsca dla kolejnego bóstwa. Bo gdy neapolitańczyk słyszy o nowym bogu (jakąkolwiek on miałby mieć postać) to nie myśli jak Żyd: "nasz jest lepszy tego trzeba zniszczyć". Neapolitańczyk myśli: "o kurcze, iksinski ma nowego boga i ten się nim opiekuje i iksinskiemu sprzyja. A czegóż chce ów bóg od iksinskiego? Żeby się przeleciał dookoła kamienia? Żeby poglaskał nochala? Żeby zapukał do trumny? Ale jakiż to problem? I my się przelecimy, pogłaszczemy i zapukamy". Tak myśli neapolitańczyk i dlatego też między innymi w jego panteonie znalazło się bez problemu miejsce i dla Maradony i co najważniejsze nikomu tu to absolutnie nie przeszkadza. Zwłaszcza, że co jak co, ale w tym roku opiekę Maradony zauważyli tu wszyscy, no chyba że kto ślepy albo ateista jakiś totalny, albo co....
Koniec dygresji.
Miała ona na celu pokazanie, że tak naprawdę, choćby przeprowadzono badania naukowe i ich wyniki rozwieszono na każdym miejskim słupie, to w Neapolu nic się nie zmieni. Bo Krew to jest Krew, a January to January. Chcesz Panie to wierz, nie chcesz to nie wierz i nie zawracaj nam głowy jakimiś badaniami. Ważne przecież, że się opiekuje. Psychologiczny efekt placebo, cud, który ma całkiem niezłe podstawy naukowe.
Ps. Chcę tylko jeszcze jedno dodać. Ja kocham ten neapolitański grecki świat. Ubóstwiam tę greckość, która oparła się nawet chrześcijaństwu. Nie muszę nawet zamykać oczu, żeby na ulicach widzieć antycznych mieszkańców poprzebieranych we współczesne stroje. I to jest obraz, który chciałabym umieć pokazać tym, co tu przyjeżdżają....
Autorka bloga zaprasza wszystkich chętnych na zwiedzanie Podziemnego Neapolu PO POLSKU oraz na tzw Spacery z Sokratesem.
Comments